informacje
Dochodziła północ. Wysoki, muskularny blondyn siedział samotnie w salonie, czytając beznadziejny, Madrycki pismak dla pragnących steku bzdurnych informacji ludzi. Czekał na okazję, by tylko wyrzucić go w płomień ledwo już palącego się kominka, jednak bał się, że kominek zgaśnie, a nie miał najmniejszej ochoty wstawać z wygodnej kanapy i rozniecać na nowo ogień.
Dochodziła północ. Wysoki, muskularny blondyn siedział samotnie w salonie, czytając beznadziejny, Madrycki pismak dla pragnących steku bzdurnych informacji ludzi. Czekał na okazję, by tylko wyrzucić go w płomień ledwo już palącego się kominka, jednak bał się, że kominek zgaśnie, a nie miał najmniejszej ochoty wstawać z wygodnej kanapy i rozniecać na nowo ogień.
Czekał na telefon od starego przyjaciela i prócz powracającego wciąż pytania, kiedy Gareth postanowi do niego zadzwonić, oraz nieprzyjemnych wspomnień dzisiejszego treningu, od których daremnie próbował się uwolnić, w jego głowie niewiele już pozostawało miejsca na cokolwiek innego. Wpatrywał się tępo w ogień, nasłuchując dźwięku telefonu, który teraz kurczowo trzymał w lewej dłoni. Niewiele pozostawało mu już czasu na telefon do trenera, z wyrazami kondolencji, choć tak naprawdę jego byłej żony nienawidził jeszcze bardziej niż barcelońskiej drużyny. Zrezygnowany rzucił gazetą w niewinnego kota, który przebiegał akurat w stronę kuchni. Przez chwilę wpatrywał się w przestrzeń po swojej lewej stronie, po czym wziął głęboki oddech i już zaczynał wybierać numer do Bale’a, kiedy telefon ogarnęły wibracje i na szybce pojawiło się jego zdjęcie.
— Dłuższej próby bym nie zniósł — zaczął. — Właśnie miałem do ciebie dzwonić i prosić o pomoc.
— Co nie zmienia faktu, że zachowałeś się jak ostatni dupek. To była żona twojego trenera i powinieneś mieć do niej szacunek, nieważne, jaka była wasza przeszłość.
Piłkarz spuścił wzrok, piorunując nim czubki swoich butów. Dobrze wiedział, że tego ranka postąpił jak ostatni kretyn, śmiejąc się ze śmierci byłej pani Mourinho. Nic jednak nie mógł poradzić na to, że Dolores zalazła mu za skórę już dawno temu, gdy był jeszcze młodym, początkującym piłkarzem Sevilli. Wpadł na nią w któreś wakacje, wychodząc ze stadionu. Jeszcze wtedy nie zdawał sobie sprawy z tego, jaka jest naprawdę.
— Przepraszam najmocniej — powiedział w stronę kobiety, której paczka upadła na ziemię z charakterystycznym odgłosem dla tłukącego się szkła. — Mam nadzieję, że to nie było nic bardzo cennego, przykro mi. Oczywiście poniosę wszystkie koszty. Przepraszam.
Miał wtedy siedemnaście lat i zaczynał swój pierwszy rok w klubie, który był, jeszcze wtedy, szczytem jego marzeń. Nie wiedział wtedy, że Dolores knuje coś niedobrego, zapraszając go na spotkanie z jej mężem, na którym wielki Mourinho się nie pojawił. Tego wieczoru stanął punktualnie o dziewiętnastej przed drzwiami ich rezydencji. Po godzinie spędzonej u boku Dolores wybiegł przestraszony, bez kurtki, na ulicę. Wydarzenia tamtej nocy są znane tylko niewielkiej grupce wtajemniczonych osób.
— Zrób to i będziesz miał z głowy — stwierdził Bale. — I pamiętaj, że jutro przyjeżdża córka Jose, a on chciał, żebyśmy ją odebrali z lotniska. Punk dziewiąta przed wejściem do Barajas — powiedział Gareth i rozłączył się, zanim blondyn zdążył mu odpowiedzieć.
***
— Pasażerów lotu jeden–trzy–zero–pięć lecącego z Barcelony do Madrytu prosimy o jak najszybsze zgłoszenie się po swoje bagaże. Pasażerów lotu jeden…
Trzymając w ręku kubek gorącej kawy z mlekiem idę w kierunku taśmy bagażowej, z której końca właśnie wyjeżdża moja walizka. Przyspieszam kroku i chwytam ją, rozkładając rączkę i ciągnąć ją za sobą. Udaję się w kierunku kawiarni i siadam przy jednym z wolnych stolików, wyciągając telefon i wyłączając tryb samolotowy. Odczytuję wiadomość od nieznanego numeru:
„Kochanie, wypadło mi coś ważnego. Wysłałem po ciebie swoich podopiecznych. Kocham Cie, tata. PS: Poznasz ich ;)”
Przewracam oczami, upijając łyk kawy. Rozglądam się po hali, szukając oznak przebywania na niej popularnych piłkarzy, jednak każdy podąża w swoją stronę i nic nie wskazuje na to, że gdzieś tutaj są. Jestem lekko zła na tatę, mógł przecież poinformować mnie o tym wczoraj, kiedy jeszcze nie zdążył powiadomić o moim przyjeździe kogokolwiek. Mogłam w spokoju zamówić taksówkę i pojechać do domu.
Patrzę w stronę głównego wejścia i widzę czterech mężczyzn dziarsko wchodzących do środka. Są wysocy i muskularni, w dresach i czapkach–baseballówkach na głowach. Poznaję ich od razu. Wstaję i otrzepuję białe spodnie. Ruszam w ich kierunku.
— Cześć — rzucam. — To was zapewne wysłał po mnie ojciec.
Jeden z piłkarzy wyrywa się z tłumu fanów, który, ku mojemu zdziwieniu, zdążył się uzbierać po drugiej stronie małego ogródka obok kawiarni i podchodzi do mnie, ślicznie się uśmiechając. Spogląda na moją torbę i kiwa głową.
— O, o! — Krzyczy. — To ty jesteś Susan?
Marszczę brwi.
— Idioto! Nie Susan ale Grace. Przepraszam za Benzeme... Ronaldo go wkręcił — prostuje Sergio Ramos, wzruszając przy tym ramionami. Przyjmuję to z wielką ulgą.
Nastąpiła niezręczna cisza, którą przerywa dojście dwóch kolejnych, śmiejących się, piłkarzy. Krzywię się widząc ich wszystkich razem — jasne, uwielbiam Real Madryt, jednak nie rozumiem, po co aż tak spora grupka musiała po mnie przyjechać. Lubię swoją samodzielność i niezależność.
— Jesteś idiotą — kwituje krótko Cristiano Ronaldo, patrząc na kolegę. — Przecież Mou mówił wczoraj, że ma na imię Grace, ale ty, jak zwykle zresztą, nie słuchałeś.
Brunet czerwienieje, choć nie dane jest mi zgadnąć czy to ze wstydu czy ze złości. Łypie groźnie na kumpla i odwraca się do niego plecami, patrząc wprost na mnie. W tym samym momencie czuję czyjąś obecność bardzo blisko prawego ramienia.
— Kto to, kochanie? — Pyta blondynka, wytykając mnie palcem.
Karim Benzema cofa się kilka kroków w tył, wpadając na Bale’a, który odskakuje od niego jak oparzony. Ramos łapie mnie pod rękę i delikatnie odciąga na bok, zostawiając Karima sam–na–sam z jego…
— Jak tu mnie tu znalazłaś! — Krzyczy, przerażony. — Zostaw mnie w spokoju! Ile razy mam ci powtarzać, że cię nie znam, kobieto!
Blondynka robi smutną minę i spogląda na mnie, marszcząc nos. Pochyla głowę w prawą stronę, intensywnie się nad czymś zastanawiając. Po chwili się wyprostowuje.
— Acha. To przez nią, tak? To dla niej mnie teraz zostawiasz? Mieliśmy wziąć ślub, mieć dzieci! A teraz co? Zostawiasz mnie dla niej? Dla taniej podróbki dziewczyn z magazynów? Myślisz, że uda ci się mnie pozbyć?
Ronaldo chce wybuchnąć śmiechem, jednak w porę się powstrzymuje i wychodzi z tego dość głośne, duszące go kaszlnięcie. Ramos wciąż trzyma mnie pod rękę a ja widzę, jak jego mięśnie powoli się napinają, a szczęka zaciska. Jak przystało na prawdziwego kapitana drużyny, chce ochronić swojego przyjaciela.
— Ogarnij się, kobieto!
Zdenerwowany Karim zaciska pięści, gdy dziewczyna odwraca się na pięcie i odchodzi od nas, miotając w stronę piłkarza dość głośne i sprośne przekleństwa. Chrząkam cicho, tak, że Sergio Ramos puszcza moje ramię.
— Wohoo, a to kto? — Śmieję się, pragnąć zatrzymać gęstnienie atmosfery.
Chyba się udaje.
Poprosiłam chłopaków, żeby zamiast na stadion, gdzie pierwotnie mieli mnie odwieźć, zawieźli mnie prosto do domu. Pamiętam prawie każdą uliczkę, przez którą przejeżdżamy, domy, które wyrastają zza każdego zakrętu, drzewa, które rosną tu od pokoleń. Plac zabaw z różowymi huśtawkami, boisko do piłki nożnej, szkołę. Wszystko, pomimo upływającego czasu, jest takie wyraźne.
— Wspomnienia wracają? — Zagaduje Bale, siedzący za kierownicą czarnego Mustanga, którym jedziemy.
— Skąd to wiesz?
— To po tobie widać — wzrusza ramionami, wracając do jazdy. — Jakbyś wszystko widziała na nowo i na nowo, ciągle i ciągle. Mam tak samo, gdy wracam do Walii. Wspomnienia wracają.
Po czterdziestu minutach lawirowania w korkach podjeżdżamy pod dom. Z przykrością muszę stwierdzić, że okolica bardzo się zmieniła; domy odnowiono, a na chodnikach posadzono drzewa. Zawsze byłam za surowością wyglądu tej ulicy, a teraz naprawdę poczułam, że brakuje mi tego miejsca.
Mój pokój wygląda tak samo jak wtedy, gdy go opuściłam. Brązowe panele i białe ściany są mi tak bardzo znajome, że czuję mocny uścisk w brzuchu. Białe metalowe łóżko stoi w centrum pokoju, a wbudowana w ścianę szafa jest teraz otwarta i pusta. Prócz tego nie ma w pokoju nic niezwykłego: stolik i dwa krzesła, puste biurko i szafka na telewizor.
Ku mojemu zdziwieniu tata czeka na mnie z obiadem w kuchni równo piętnaście minut później, które starczają mi jedynie na rozpakowanie jednej walizki. Rzucam się mu na szyję, mocno go przytulając.. Bardzo się za nim stęskniłam. Posłusznie jem wszystko, co nakłada mi na talerz, choć jeśli mam być szczera nie przepadam za czerwonym mięsem. Po obiedzie zabieram się za rozpakowywanie reszty mojej garderoby. Na szafce ustawiam roślinkę, którą zabrałam z balkonu. Na półce układam kilka swoich ulubionych książek a biurko zajmuje laptop i tablet graficzny. Pokój wygląda teraz na zamieszkały, a roślinka dodaje mu uroku.
Na biurku stawiam zdjęcie, które zabieram wszędzie ze sobą. Jest to portret zrobiony w jednym ze studiów fotograficznych w Barcelonie. Przedstawia mnie i Gerarda, stojących w swoich objęciach i śmiejących się do siebie. Lubię je, ponieważ wyraża miłość, jaką siebie darzymy i przyjaźń, która idzie z nią w parze. Tęsknię za Gerardem, choć jeszcze wczoraj tuliłam się do jego torsu płacząc z powodu śmierci matki. Trzy dni rozłąki, jaką nam zafundowałam, będą najgorszym okresem w tym miesiącu.
Na całe szczęście uprosiłam Gerarda żeby przyjechał do Madrytu trochę szybciej, niż to sobie zaplanował już wcześniej — miał przyjechać przy okazji meczu, który miał odbyć się w Madrycie — El Clasico. Jedynie ta świadomość podnosiła mnie na duchu.
Do czasu jego przyjazdu przebywałam samotnie w pokoju. Nie wychodziłam na zewnątrz, a nikt nie przychodził do mnie. Tata wracał wieczorami, zmęczony ciągłymi treningami, brał z lodówki puszkę zimnego piwa i włączał telewizor, kładąc się na kanapie. Nie znalazł w sobie tyle odwagi, by porozmawiać ze mną o zmarłej matce, co po stokroć rozumiałam i popierałam. Odkąd mama zdradziła go z Felixem minęło sporo czasu, w którym na pewno o niej zapomniał i to mu pasowało. Zazwyczaj, kiedy tata leżał na kanapie, ja wylegiwałam się w swoim łóżku piętro wyżej i wpatrywałam się w sufit, słuchając wiadomości, choć wszystko, co wlatywało jednym uchem, wylatywało drugim nie pozostawiając w mojej głowie niczego godnego uwagi.
Leżę w poprzek łóżka i gapię się w telefon na zdjęcie Gerarda, gdy ktoś puka do drzwi mojej sypialni. Jest dwudziesta trzydzieści lokalnego czasu i nie spodziewam się żadnych gości. Zdziwiona wstaję i otwieram drzwi. Do pokoju, ku mojemu zdziwieniu, wpada grupka mężczyzn, którzy trzymając w ręku piwo i jakieś pudełka, najprawdopodobniej z chińszczyzną na wynos, witają się ze mną i siadają wygodnie na krzesłach i łóżku, bez mojego pozwolenia.
— Cześć — mówię, marszcząc brwi.
Isco wpycha mi do ręki puszkę piwa i klęka przy telewizorze, włączając film, który przyniósł. Wzruszam ramionami i otwieram piwo, upijając łyk gorzkiego napoju. Dumny jak paw Ronaldo macha mi przed oczami różowym pudełkiem, uśmiechając się przy tym i czeka na moją reakcję.
— Przynieśliśmy jakąś komedię romantyczną! — Krzyczy.
— Rany, jesteście pijani — siadam ostrożnie na łóżko. — Ojciec mnie zabije, uziemi mnie. Już po mnie.
— Nic bardziej mylnego — stwierdza Ramos, odwracając krzesło w moją stronę. — Oni są pijani, nie ja. A Mou zarządził cztery dni wolnego. Stwierdził, że to na odstresowanie przed meczem ale my wiemy swoje... Śmierć twojej matki bardzo go dobiła.
— Dzięki chłopaki... — mówię, zakłopotana wyznaniem Sergia. — Nie musieliście tego wszystkiego organizować. Pasowało mi siedzenie samej w pokoju, naprawdę.
— Nie gadaj tylko łap! — Mówi Bale, wchodząc do pokoju i podając mi miskę z popcornem, Jako jedyny podchodzi do mnie i całuje w policzek na przywitanie, co Karim głośno komentuje, a ja puszczam to mimo uszu.
Jest ich sześciu. Cristiano Ronaldo, Karim Benzema, Sergio Ramos, Gareth Bale, Isco Alarcorn i Raphael Varane.
Już zdążyli się wygodnie rozsiąść. Wzruszam ramionami i zajmuję miejsce przy wezgłowiu łóżka. Biorę do ręki miskę z popcornem.
— To tylko seks — mówi Benzema, siadając obok mnie.
— Słucham? — Zachłystuję się piwem, odsuwając się nieznacznie.
— Spokojnie, Grace — śmieje się Ramos, odchylając na krześle. — To tylko tytuł filmu.
I wraca do oglądania. Kręcę ze śmiechem głową i kończąc puszkę piwa oglądam film. Spędzam miło czas — mimo tego, że prawie wcale nie znam tych chłopaków, są dobrym towarzystwem na ten wieczór.
Gdy kończy się film, jestem już lekko wstawiona. Nigdy nie miałam mocnej głowy do alkoholu, z czego zawsze byłam zadowolona. Wszyscy razem siedzimy na łóżku. Ronaldo po mojej prawej, a Isco, Karim, Raphael i Bale po lewej. Tylko Ramos siedzi sam na krześle, wpatrując się w nas w dziwny sposób. Uśmiecham się do niego, czując działanie alkoholu. Odwzajemnia mój uśmiech w pewien tajemniczy i całkiem seksowny sposób — unosi jeden kącik ust. I ku mojemu zdziwieniu wychodzi z pokoju, a chwilę później słyszę uruchamiany silnik. I zasypiam.
Budzę się rano. Moja głowa pulsuje. Wcale nie jest mi wygodnie — czuję pod sobą jakąś kościstą rękę, a na sobie czyjąś nogę. Otwieram powoli oczy i dźwigam się do pionu. Leżę na ramieniu Isco, obydwoje w poprzek łóżka. Na materacu tuż pod moimi nogami chrapie Ronaldo z Benzemą. Varane śpi na narzucie z mojego łóżka, po jego drugiej stronie.
Wstaję z jęknięciem i staram się być cicho.
— Powoli, bo ich obudzisz — śmieje się ktoś za mną. Odwracam się, przestraszona. — Niech śpią, dużo wczoraj wypili.
— W przeciwieństwie do ciebie, co? — Zauważam zgryźliwie i siadam na krześle naprzeciwko Ramosa. — Która godzina?
— Zaraz dwunasta — mówi, spoglądając przelotnie na zegarek. — Przyjechałem jakąś godzinę temu.
— A ojciec? — Pytam, rozmasowując skroń.
— Słyszałem dwa samochody jakieś piętnaście minut temu, więc pewnie nie jest sam — wzrusza ramionami, co chyba jest jego głupim nawykiem.
Tata nigdy nie wspominał, że się z kimś spotyka. Wstaję trochę za szybko, przez co kręci mi się w głowie i w rezultacie przewracam się prosto na Ramosa. Sergio jest szybki. Wstaje i łapie mnie za ramiona, ochraniając przed upadkiem. Staję sztywno i odsuwam się od niego, nie tolerując żadnego kontaktu fizycznego.
Do pokoju wchodzi mój ojciec. Nie puka, gdy pociąga za klamkę, co wcale nie jest do niego podobne. Widzę, że coś z nim nie tak — ma nietęgą minę i wielką zmarszczkę między brwiami. Wygląda na zdenerwowanego. Odsuwam się jeszcze bardziej od Ramosa, choć wcale po nas nie widać, że przed chwilą staliśmy bardzo blisko siebie.
— Wszystko w porządku, tato?
Ojciec zatrzymuje się w progu i patrzy na śpiących w moim pokoju piłkarzy — cicho pochrapują i słychać ich miarowy oddech. Kręci energicznie głową oddalając od siebie wszystkie inne myśli i wraca wzrokiem do mnie.
— Nie będę tego komentował — stwierdza.
— Tato?
— Masz gościa, Grace.
Marszczę brwi. Wychodzę z pokoju w progu spoglądając jeszcze na Ramosa, który budził właśnie Crisa i Raphaela. Jestem ciekawa kto mógł mnie odwiedzić w Madrycie — nie miałam tutaj dużej ilości przyjaciół, raczej kilkoro kumpli z baru i koleżanki od imprez. Mimo tego, że wychowywałam się w tym miejscu, nigdy nie przywiązywałam dużej wagi do znajomości.
Gdy schodzę ze schodów dostaję szoku. U ich dołu stoi Gerard — wysoki, zarośnięty i cały mój. Moja pierwsza reakcja jest całkowicie przewidywalna: krzyczę i zbiegam na dół, rzucając się mu w ramiona. Tuląc go do siebie płaczę. Nie jest to płacz tylko i wyłącznie z tęsknoty. Opłakuję wszystko, co w ostatnim czasie się stało. Tak właśnie jest zawsze, gdy jestem w jego ramionach.
— Cześć, kochany — mówię przez łzy. — Dobrze, że jesteś.
— Ja też się cieszę, aniołku.
Głaszcze mi włosy dopóki nie przestaje płakać. Gdy to już się staje, odciąga mnie na odległość swoich ramion i lustruje od stóp do głowy. Potem marszczy brwi i pyta:
— Spałaś dzisiaj?
Oblewam się rumieńcem myśląc o grupce piłkarzy śpiących w moim pokoju. Czuję się przez chwilę jak zdrajca spoufalający się z wrogiem, którym jest Real Madryt. Próbuję pozbyć się tego odczucia łapiąc Gerarda za rękę.
— Kiepsko, urządziliśmy wieczór filmowy.
— My? — Gerard marszczy brwi.
— Ja, tata i jego piłkarze — mówię cicho, spoglądając pod swoje nogi i mocno ściskam jego rękę. Nie wiem, czego dokładnie się boję, dopóki ciążąca cisza nie zmusza mnie do spojrzenia mu w oczy. I nagle wiem. Boję się tej niebezpiecznej iskry.
hurrraa ! nareszcie się doczekałam pierwszego rozdziału ! trochę Déjà vu mam ale tylko troszeczkę ! nie mogę się już doczekać następnego rozdziału !
OdpowiedzUsuńAntosia
To miłe, to, co piszesz. Niestety, tego deja vu nie unikniemy w następnych rozdziałach, ale myślę, że damy radę. Dziękuję Ci pięknie za to, że jesteś nadal ze mną i trzymaj się ciepło!
UsuńTrochę brakuje mi tutaj Kroosa, tak dla uzupełnienia całej tej paczki, ale wiem, że nie każdy darzy go sympatią, dlatego zadowolę się Isco, Raphą no i oczywiście Ramosem, których lubię wcale nie mniej (z jednym przykładem nawet bardziej).
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że wracasz. Pamiętam to opowiadanie jak przez mgłę i pamiętam również, że z niecierpliwością czekałam na kolejne rozdziały, dlatego jestem pewna, że i tym razem mnie nie zawiedziesz. Deja vu jes, to oczywiste, o dziwo pamiętam nawet niektóre kwestie Xabiego wypowiadane w tych rozdziałach, którego swoją drogą w naszym składzie nadal strasznie mi brakuje, ale myślę, że dam sobie z tym radę :)
Na słowa Jose "nie będę tego komentował" wybuchłam śmiechem i nadal się śmieję. Sama nie wiem, dlaczego ta sytuacja rozśmieszyła mnie tak bardzo, aczkolwiek masz za to u mnie olbrzymi plus, bo poczucie humoru w takich opowiadaniach cenię sobie praktycznie ponad wszystko (no może pomijając opisy głębszych uczuć, dzięki którym potrafimy utożsamić się z daną postacią).
Tak, nie cierpię Gerarda za jego antimadridistość, którą w tym opowiadaniu już nam na samym końcu ukazałaś. Cieszę się, że ta cecha w nim pozostała, bo nie widzę go w roli człowieka szanującego w roli klub.
Piszesz bardzo fajnie, ciekawi mnie tylko, jak wykreujesz charakter Sergio, bo w tej części wcale nie musi być taki sam, jak w poprzedniej, prawda?
Czekam z niecierpliwością na następny!:)
suenos
__________
runaway-with-my-love.blogspot.com
Nie wiem, czy zauważyłaś, ale już Sergio jest inny, przynajmniej ja to tak czuję. Nie będzie taki sam jak z pierwszego podejścia. Nawet zauważyłam to, że gdy niedawno dodałam piąty rozdział już wtedy był inny, bardziej dojrzalszy.
UsuńKroos już się pojawił w dwójce, więc cię nie zawiodę, słonko. Chociaż, mówiąc szczerze, nie będzie on jedną z postaci na którą stawiam na pierwszym planie. Ale będzie się pojawiał.
Tak, tak, Xabi był pierwotnie naszym Bale'em z pierwszej sceny i potem naszym Benzemą z drugiej. Jeśli coś tam czytałaś że starej wersji, ten urywek szóstki, tam Xabi już odszedł i się pojawił i tak będzie też tutaj.
Okropnie mi przemiło, że tu jesteś. Ślę całusy i miłego dnia!
Cieszę się, że jest "come back"! Gdzieś w głębi naprawdę na to tak cholernie mocno czekałam. Bo jak inaczej napisać to, że uśmiecham się do ekranu, jak głupia. Kocham twoją kreację piłkarzy, a już w ogóle kocham ekipę, którą wybrałaś. O, rany! Będzie trochę więcej Benzemy dla mnie? :D BTW.
OdpowiedzUsuńTen Sergio ma w sobie coś... magnetycznego, i nie mówię o szablonie, a o tekście, co nie zmienia faktu, że szablon jest minimalistycznie piękny.
A wracając do tekstu...
To jak piszesz plus moja wyobraźnia i mam fazę :D Totalnie pozytywną.
Okej, a teraz widzę Gerarda i jego minę. Ouh! To nie tak. To nie tak.
Nie ważne. Był Benzema! <3 XD
To taaaaaakie miłe! Benzema będzie będzie i jeszcze raz będzie! Może nie tak często jak Sergio, ale na pewno raz na dwa rozdziały. A może w każdym?
UsuńMam zamiar tak fajnie wykreować Sergia i mam nadzieję, że mi się uda. Musisz trzymać kciuki!
Twoje przemiłe komplementy mnie uskrzydlają i dają kopa.
Całuję!