.

.

17.12.2015

2. Wielka kłótnia

Stoję sparaliżowana wpatrując się w jego oblicze.
Nie jestem pewna tego co dzieje się w jego głowie. Widzę złość w jego oczach, są nadnaturalnie czarne i duże. Żyłka na jego lewej skroni, często widoczna po meczach, pulsuje teraz stałym rytmem i sprawia, że się niepokoję. Pięści zaciska a jego źrenice bardzo szybko robią się małe. Szczęka się uwydatnia, oddech przyspiesza. Jest pobudzony, ale nie tak, jakbym tego pragnęła. Jest na skraju wybuchu. Odsuwam się od niego, przestraszona, tak, że nogami wpadam na pierwszy schodek i przewracam się, lądując na łokciach. Jęczę z bólu, ale Gerarda to nie interesuje. Wciąż wpatruje się we mnie, a pięści ściska teraz tak mocno, że knykcie są białe.
— Spędziłaś z nimi całą noc? — Pyta przeraźliwie cicho i spokojnie, a po moich plecach przechodzą dreszcze. Nie odzywam się przez dłuższą chwilę. — Odpowiedz — ponagla mnie głośniej.
Jest mi niedobrze, gdy tak stoi nade mną, gotowy mnie ukarać. Nie poznaję swojego chłopaka — nie jest czuły czy kochany, jak zawsze. Stoi na pograniczu przepaści i zaraz spadnie.
— Nie — mówię żałośnie cicho. — Nie — poprawiam się i chwilę później stękam, nie mogąc wytrzymać bólu w łokciach. — To nie tak, Gerard...
— Jak mogłaś mi to zrobić?
Słowa z jego ust wylewają się powoli i niebezpiecznie cicho. Jego zimna furia przyprawia mnie o mdłości. Modlę się w duchu o to, by tacie nagle nie zachciało się sprawdzić co u mnie. Modlę się. Dźwigam się na kolana a zaraz potem na nogi, stając z nim twarzą w twarz. Dotykam dłonią jego zarośniętego policzka i gładzę go przez chwilę, ale nic się nie zmienia. Gerard odtrąca moją dłoń, marszcząc przy tym brwi i wzdycha.
— Dlaczego mi to robisz? — Szepczę na pograniczu płaczu. Słyszę za sobą kroki. — Proszę, nie teraz, nie przy nich, nie dziś.
— Miałaś trzymać się od Madryckiej drużyny z daleka — ostrzega nie tylko mnie, ale także i tego, kto stoi na szczycie schodów i zaczyna z nich schodzić.
Stoję sparaliżowana czując za sobą czyjąś obecność. Gerard nie odrywa od niego wzroku, choć nadal mówi do mnie. Jego klatka piersiowa unosi się i opada w szaleńczym tempie. Ma ciężki oddech.
— Spędziłaś z nimi noc — oskarża mnie. — Nie ważne jak, ważne, że z nimi. Ważne, że złamałaś daną mi obietnicę.
— Gerard Pique. Nie będę kłamał, że miło cię widzieć — słyszę za sobą poważny i mocny głos Sergio Ramosa.
— Nie wtrącaj się, Madrycki psie!
Zachłystuję się powietrzem. Nigdy w życiu nie słyszałam, żeby Gerard nazwał kogoś tak okropnie, jak zrobił to w tym momencie. Wiedziałam, że należy do tej grupki barcelońskiej drużyny, która nienawidzi Realu i jego zawodników, ale nigdy w życiu nie przepuściłabym, że odważy się powiedzieć coś takiego. W mojej obecności.
— Gerard! — Karcę go głośno, ale mnie ignoruje, skupiając się tylko i wyłącznie na Ramosie.
Zbieram się na odwagę i odwracam w stronę piłkarza Realu. Stoi na drugim schodku oparty ramieniem o ścianę, z rękoma w skórzanej kurtce. Wpatruje się we mnie, a nie w Gerarda, co zbija mnie z pantałyku.
— Wszystko w porządku? — Te słowa kieruje do mnie, lekko odpychając się od ściany i schodząc schodek niżej.
— Tak. Powinieneś już iść — mówię i odwracam się w kierunku Gerarda. Nie słyszę, żeby Sergio ruszył się chociaż o cal. — Idź już.
— Zastanów się, czy tego chcesz — mówi cicho.
— Idź.
— Grace coś powiedziała! — Warczy Gerard. — Wynoś się.
Sergio nadal stoi za mną i nie rusza się nawet o cal. Nie muszę patrzeć by wiedzieć, na co się patrzy, choć nie wiem, dlaczego to ja jestem tą osobą. Przenoszę wzrok z kipiącego złością i nienawiścią Gerarda na czubki swoich gołych stóp i biorę głęboki oddech. Nie mogę mierzyć się z dwoma wojownikami naraz. Nie dam rady. Wszystko po kolei.
— Ramos — mówię, ale po chwili się poprawiam. — Sergio, wróć na górę, proszę. Proszę. 
Po chwili słyszę jego kroki i kamień spada mi z serca. Kątem oka widzę, jak Gerard startuje i w jednej chwili rusza za nim. Uniemożliwiam mu to, zagradzając schody całą długością ręki, a chwile potem i całym swoim ciałem.
— Co ty do cholery... Kurwa! Pozwoliłaś mu tam iść?
— Tak, a tobie nie pozwalam, Gerard — mówię cicho i stanowczo. — Jest tam sześciu zawodników Realu Madryt i ich trener, a JA, przypominam ci, jestem właścicielką Marca, więc mógłbyś, do jasnej cholery, się uspokoić, chyba, że chcesz, żebym was obydwoje obsmarowała na łamach pisma!
— Grace... — ostrzega mnie. 
— Do salonu — mówię stanowczo i ruszam w tamtym kierunku. Gdy nie czuję jego obecności za sobą, staję w pół kroku. — No choć, Gerr. 
Gdy do mnie podchodzi, łapię go za rękę i prowadzę w kierunku sofy, na której już po chwili siedzi. Zajmuję miejsce na jej oparciu i patrzę mu długo w oczy, gdzieś po drodze łapiąc jego rękę i kładąc ją sobie na udo. Nie wiem, co mam myśleć o jego zachowaniu. Owszem, powtarzał mi, że nie znosi madryckiej drużyny ale nie sądziłam, że ta nienawiść urosła aż do takich rozmiarów. Przełykam głośno ślinę i zaczynam.
— Co jest? — Mówię delikatnie, przesuwając kciuk po jego knykciach. — Wiesz, że łamiesz mi serce takim zachowaniem?
— Grace. 
Wymawia moje imię jak litanię a ja widzę, że złość powoli go opuszcza, choć wiem, że nie do końca, póki znajduje się w domu pełnym madryckich piłkarzy. 
— Pójdę teraz na górę i nie, nie przerywaj mi. Pójdę na górę i ich uspokoję a potem wyprowadzę z domu, a ty tutaj na mnie poczekaj. Wrócę za kilka minut. 
Wstaję z oparcia sofy i idę powoli w kierunku schodów. 
— Spędził z tobą noc — wyrzuca z siebie jadowitym głosem. 
— Nie kochany — staję w półkroku, odwracając się w jego stronę. — Przyjechał chwilę przed wami. Poczekaj na mnie.
Wchodzę pod schodach bardzo powoli. Nie mam czasu na przemyślenie sytuacji, ale wiem jedno: nie chcę, żeby ktokolwiek przebywający aktualnie w tym domu kłócił się z drugim, żarł się czy skakał sobie do gardeł. Wiem także, że tylko ja mogę temu zaradzić. Nawet w obliczu ciążącej na moim sercu katastrofy sprzed kilku dni. Nawet.
Pukam w zamknięte drzwi swojego pokoju, zza których dochodzą do mnie stłumione głosy. Otwieram drzwi i przekraczam próg, opierając się o ścianę. Tata stoi dwa metry ode mnie i widzę, że jest poddenerwowany. Ma ściągnięte brwi i gdy tylko mnie zauważa, urywa w pół zdania. Cristiano wraz z Karimem i Isco siedzią cicho na łóżku i wpatrują się w swojego trenera, najwyraźniej pochłaniając jego instrukcje. Bale i Varane siedzą na krzesłach przy stoliku, dokładnie w miejscu, które zajmowałam nie dalej jak dziesięć minut temu wraz z Ramosem. On sam stoi przy mojej szafie, opierając się jednym ramieniem o ścianę i wydaje się być gdzieś indziej, niż w pokoju córki swojego trenera.
— Wszystko gra? — Pyta tata, podchodząc do mnie trochę bliżej.
— Tak, jakoś go uspokoiłam — kręcę głową, wysyłając im sprzeczne znaki, ale nie dbam o to w tej chwili. — Potrzebuję swojego pokoju...
— Jasne, my i tak się już zbieramy — mówi Varane i wstaje z wiklinowego krzesła. Podchodzi i ściska moją rękę. — To był udany wieczór, Grace. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się zobaczymy.
— Trzymam cię za słowo — mówię, choć wątpię w wypowiedziane przeze mnie słowa. Wątpię, czy po wydarzeniach dzisiejszego ranka którykolwiek z nich będzie miał ochotę zadawać się z dziewczyną kapitana wrogiego klubu. — Dziękuję. Trzymaj się i do zobaczenia.
Wszyscy ociągają się z wyjściem. Podają rękę mojemu ojcu, omijając mnie, traktując, jakbym była chora na trąd i mogła ich zarazić. Nawet Bale, przechodząc obok mnie, chce coś powiedzieć, ale szybko z tego rezygnuje i wychodzi z pokoju. Ostatni wychodzi Sergio.
— Powodzenia — mówi mi prosto w twarz z uśmiechem, którego nie da się podrobić. Mieszaniną drwiny, złośliwości oraz rozbawienia.
Już po chwili słyszę, jak drzwi frontowe się zamykają i czuję, że już nikogo w tym domu nie ma. Ściskam przez chwilę ramię ojca i kieruję się w stronę schodów.
— Daj mi trochę czasu, muszę z nim porozmawiać.
Ojciec kiwa głową i wchodzi do swojej sypialni. Schodzę ze schodów i szukam Gerarda. Znajduję go na tarasie. Stoi oparty o kamienną kolumnę i wpatruje się w przestrzeń przed sobą — ogromny ogród z wysokim żywopłotem, hektar ciemnozielonej trawy i basen z jacuzzi. Podchodzę do niego i opieram policzek o jego ramię.
— Porozmawiajmy.
— Grace, co mam ci powiedzieć? Zawiodłaś mnie. 
Zachłystuję się powietrzem.
— Ja cię zawiodłam, Gerardzie? Co takiego zrobiłam? Wytłumacz mi, bo przestaję rozumieć.
— Spędziłaś czas z wrogim klubem, Grace. Zdradziłaś nie tylko mnie, ale także FCB. I jeszcze się tego wypierasz, chociaż dopiero co widziałem sznurek piłkarzy Realu Madryt wychodzących z twojego pokoju!
— Jesteś niemożliwy! — Opuszczam ramiona i odchodzę od niego kilka kroków. — Nie widzisz co właśnie robisz? 
— Widzę to, że niszczysz nas. Nasz związek. Znowu.
— Jakie znowu, do cholery? 
— Nie chcę wywlekać brudów tutaj. Wróć ze mną do domu. 
W jego głosie pobrzmiewa groźba. Ręce opiera o biodra a nogi rozstawia. Ma niepokojąco spokojny wyraz twarzy a w jego oczach widzę złość. Wściekłość.
— Do jakiego domu, Gerard? — Unoszę głos. — Moja matka zmarła kilka dni temu! Tu jest mój dom.
— Znowu to, kurwa, robisz! Niszczysz wszystko!
— Co ja takiego niszczę!? Powtarzam ci po raz setny, niczego nie zrobiłam! No wyduś to z siebie, przecież widzę, że aż cię nosi!
— Powtarza się historia z Alecem!
— Słucham? — Przeczesuję ręką włosy, próbując się opanować. — Ubzdurałeś sobie, że spałam z piłkarzami Realu! Matko, Gerard, nie jestem dziwką! A zachowujesz się, jakbym nią była, już drugi raz!
— Tak samo było z Alecem, do cholery! Wyjechałaś. A gdy przyjechałem do ciebie w odwiedziny znalazłem go w twoim łóżku.
— Zamieniliśmy się pokojami!
— Nie wierzę w to.
— I w tym tkwi twój problem, Gerardzie. Ty mi w ogóle nie ufasz! A Alec to mój przyjaciel, aktor, z którym grałam! I powtarzam ci to po raz enty!
— Nie chcę tego słuchać — rzuca, odwracając się na pięcie. 
— Jasne, idź sobie! — Drę się na niego. — Zostaw mnie samą i spraw, że stracę dwie najważniejsze mi osoby w ciągu jednego tygodnia.
— Sama sobie na to zapracowałaś, Grace.
— Ale z ciebie dupek, Pique. Wszystko pieprzysz...

pogrzeb Dolores Mourinho, 2015
Szłam wąską, oświetloną przez promienie słoneczne drogą. Ruszyłam w stronę mężczyzny stojącego w cieniu drzewa i przystanęłam trzy kroki dalej. Spojrzałam na niego: jego brązowa broda była teraz idealnie przystrzyżona, a włosy rozczochrane, jednak to one, w połączeniu z jego niebieskimi oczami dodają mu uroku. Jest w czarny, schludny garnitur i eleganckie buty tego samego koloru.
Ja także prezentowałam się nienagannie. Ubrałam czarną i prostą sukienkę do kostek i wysokie szpilki, włosy upinając w koka, z którego luźne pasma opadają na mój kark, łaskocząc mnie tym samym przy każdym kroku. 
— Nie kłóćmy się dziś — zaczyna delikatnie, podchodząc do mnie i łapiąc mnie za rękę.
— Co nie znaczy, że mnie nie zraniłeś — ściskam jego rękę i puszczam ją, chowając swoje dłonie za siebie. Przekrzywiam głowę. — Chciałeś się ze mną zobaczyć więc jestem. Nie obiecywałam, że wybaczę ci od razu. 
Gerard wzdycha.
— Gracie, ja to wiem doskonale. Po prostu... przepraszam.
— Ach... Samo przepraszam nic nie zmieni, Gerardzie. 
Przymknął na chwilę oczy. Miałam czas przyjrzeć się jego twarzy po tej trzydniowej rozłące, jaką sama mu zafundowałam. Nie odbierałam od niego telefonu z konkretnych powodów. Po pierwsze nie chciałam powiedzieć mu czegoś, czego mogłabym w późniejszym czasie żałować. A po drugie... Chciałam go ukarać. Chciałam, żeby poczuł, że może mnie stracić właśnie przez takie zachowanie i mimo tego, że jesteśmy już razem niespełna trzy lata.
— A teraz chodźmy — mówię po jakiejś minucie. — Uroczystości zaczynają się za kilka chwil.
W ciszy przechodzimy krętą dróżką aż do średniej wielkości placu, który wydzielony z cmentarza od wieków służył za grobowiec rodziny Mourinho. Przy jednym z niewielu już wolnych miejsc rozstawiono czarne krzesła, które powoli zajmowały największe sławy Madrytu i Barcelony. Przechodząc alejkami spotykamy grupkę ludzi.
— Moje dziecko! Tak mi przykro! Nie wiem jak mogę wyrazić to słowami, jednak Dolores była mi tak bliska! — Starsza kobie ociera samotną łzę wędrującą po jej policzku czarną jak węgiel chusteczką. — Bardzo mi przykro, bardzo… A jak ty się czujesz kochana? Jak wytrzymujesz tą stratę?
Mieszam się. Mam ochotę uciekać; usiąść na swoim miejscu, odbębnić pogrzeb i uciec w miejsce, w którym spędziłam ostatnie trzy dni — hamak w centrum ogrodu, sprytnie ukryty w małym parku na samym końcu posiadłości.
— Dziękuję za pamięć, trzymam się całkiem nieźle.
To jest moja standardowa formułka, odpowiadam tak każdemu, który zatrzymuje mnie w drodze na miejsce, by złożyć mi nieszczere wyrazy kondolencji i uścisnąć dłoń. Marzę, żeby ceremonia dobiegła już końca. Przez połowę pogrzebu mam zamknięte oczy. Poniekąd, dlatego, że boję się otworzenia ich – łzy same spływają po moich policzkach. Boję się również ujrzeć Felixa, który siedzi naprzeciwko. Boję się zobaczyć w jego oczach ból, który próbuje ukryć. Boję się, że to mnie złamie.
Po ceremonii mała grupka zaproszonych osób ma udać się wraz ze mną i moim tatą do jego posiadłości, by zjeść gorący posiłek i przede wszystkim porozmawiać. Wstaję z krzesła i łapię łopatkę z ziemią, którą chwilę potem zrzucam na ciemną trumnę matki. W tle gra cicha muzyka. Łzy spływają mi po twarzy, dlatego mocno zaciskam pięści. Nie chcę o niej myśleć. Do mównicy podchodzi około pięćdziesięcioletni mężczyzna i wyraża się o mojej matce w spaniały sposób — nie jestem pewna, czy mówi prawdę. Moja matka była kochaną osobą, to prawda, ale w pracy, jako właścicielka całej sieci Marca była bardzo wymagająca. Nie tolerowała korupcji, kłamstwa czy fałszerstwa. Dużo krzyczała. 
Wychodzę z cmentarza na miękkich nogach. Szukam swojego samochodu, który miał zostać dla mnie podstawiony. Skręcam na parking i szukam w torbie kluczyków. Gdy je znajduję, staję przy swoim samochodzie i podnoszę głowę. 
— Przyszedłem sprawdzić, czy wszystko w porządku — mówi Ramos, wzruszając ramionami. Stoi oparty o maskę mojego samochodu. — Niezła maszyna. 
— Całkiem niezła, to prawda — kiwam głową, podchodząc do przednich drzwi. — Nie chcę gadać. Jeśli potrzebujesz podwózki to wsiadaj, jeśli nie... cóż... ufam, że wiesz, jak trafić do drzwi swojego mieszkania. 
Wsiadam do środka a Sergio robi to samo już po chwili. Ze schowka wyjmuję papierosy i odpalam jednego, otwierając okno. 
— Palisz? — Pyta obojętnie.
— Na coś muszę umrzeć — powtarzam słowa Aleca, który wciągnął mnie w ten nawyk i uśmiecham się krzywo pod nosem.
Sergio poprawia się na siedzeniu i zagląda do mojego schowka, na co sama wzruszam ramionami. Przez chwilę przegląda papiery i rachunki, które się tam znajdują, wyjmuje ten, który go zainteresował i czyta go. Szybkimi ruchami kończę papierosa i biorę do buzi gumę. 
Gran Teatre del Liceu? Lubisz chodzić do teatru?
— W zasadzie tak — wyjeżdżam z parkingu, kierując się do centrum.
— Ale, że Łucja z Lammermooru? Opera? Nie podejrzewałbym cię o to.
— No cóż — wzruszam ramionami, stając na światłach i patrzę na niego. — Śpiewa się ją na sopran, więc od razu przypadła mi do gustu. Tragedia miłosna, takie najlepiej się gra.
Sergio marszczy brwi a ja ruszam. 
— Grasz w niej?
— Gram. A dokładniej jestem Łucją. 
Musiałam go zaskoczyć, bo wcale się nie odzywa. Po dziesięciu minutach ciszy, w trakcie których skupiam się tylko i wyłącznie na jeździe znowu jestem zmuszona stanąć na czerwonych światłach. Wyrzucam gumę do małego kosza na świeci i włączam płytę, która znajduje się w napędzie.
Libretto Salvatora Cammarano — mówię w geście wyjaśnienia. — Jeden z głównych motywów opery. Piękna muzyka.
Sergio wzrusza tylko ramionami.
— Nie sądziłem, że taka jesteś...
— Jaka? — Śmieję się, włączając do ruchu. — Zagorzała fanka muzyki operowej? Śpiewaczka i aktorka teatralna? Proszę cię. Myślałeś, że tak jak ojciec i matka interesuję się piłką nożną? W sumie tak, to też mnie interesuje, w końcu gdyby nie, nie prowadziłabym Marca wspólnie z mamą. Ale poza tym nic o mnie nie wiesz. 
— To prawda — kiwa głową. — A w jednym się mylisz. 
— W czym?
— Mylisz się mówiąc, że cię nie znam. Wiem, jaka jesteś.
— Wiesz? — Znowu się śmieję.
— I mógłbym powiedzieć to jeszcze raz, gdyby nagrodą było ponowne usłyszenie tego śmiechu.

11 komentarzy:

  1. Gerard i jego zachowanie przeszło ludzkie pojęcie. Nienawiść emanowała z każdego słowa i wszystkiego, co mogło być z tym jakkolwiek związane. Nawet w tekście dało się wyczuć tą niechęć do Realu. Ale co, jak co – nie sądziłam, że jest na takim poziomie. Sądziłam, że ludzie tego typu wyrośli z takich "nienawiści", a jednak się myliłam. Cóż. Stracił w moich oczach, ba, stracił podwójnie wysuwając dziwne oskarżenia względem Grace. Kpina! A Sergio zachował klasę, i zareagował ładnie względem kobiety, co dla Pique było zbyt trudnym zadaniem. Zaślepiony! Huhu!
    Druga część, pogrzebowa – ma w sobie magię melancholii i ładne opisy, a poza tym... pokazuje Grace, która ma w sobie coś, co mi w niej pasuje.
    I co jak co, ale podziwiam za te opisu operowe. Znasz się na tych stylach,tfu, głosach, tytułach i innych takich?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Śpiewam w zespole i to właśnie sopranem, więc można powiedzieć, że znam się na tych rzeczach. a Łucja z Lammermooru to jedna z oper, na którą zabrali mnie rodzice w tamtym roku do opery śląskiej (jezu, polecam max). I pomyślałam, że to wzbogaci nie tylko Grace ale także i opowiadanie.
      Pogrzeb, choć to może być dziwne, jest jedną ze scen, którą łatwiej mi było napisać. Zawsze wiem, co trzeba w nich przekazać. Albo myślę, że wiem.
      Mimo tego, że w życiu naprawdę lubię Gerarda, to tutaj chciałam go wykreować tak inaczej. Na takiego wściekłego psa, uśpionego w Barcelonie, pokazującego kły w Madrycie. I tego zwierza będzie u mnie jeszcze więcej podczas następnych rozdziałów.
      Sergio to druga sprawa. Mam na niego taką wizję i chcę ją stworzyć właśnie tutaj. A wasze komentarze tylko utwierdzają mnie w przekonaniu, że mi się udaje. I tutaj nadchodzi wielkie UFFF.
      Wesołych świąt! Następny rozdział na pewno pojawi sie jeszcze w tym roku!

      Usuń
  2. Muszę przyznać, że nigdy nie przepadałam za Pique, a w chwili obecnej nie lubię go prawie tak samo, jak on Realu. I strasznie jego charakter mi tutaj pasuje, choć pewnie w rzeczywistości nie jest aż taki nabuzowany, gdy w grę wchodzi konfrontacja z zawodnikami Realu Madryt. No ale, kto to wie? :')

    Bardzo podoba mi się styl Twojego pisania. Zdecydowanie, poprawiłaś się na plus w stosunku do poprzedniej wersji. Opisy są cudowne, no i nazwy opery/muzyki. Matko, w życiu nie wykombinowałabym czegoś takiego nawet wpisując w przeglądarkę najróżniejsze nazwy.

    Na koniec Sergio. Idealnie go wykreowałaś. Tajemniczość bijąca od niego jest wręcz zabójcza, niby się troszczy, ale jednocześnie pokazuje tez, że względnie wcale mu nie zależy. Podoba mi się to. Nawet bardzo! Oby tak dalej.

    Z niecierpliwością czekam na następne rodziały, by móc się jeszcze bardziej rozpisać.

    Pozdrawiam i... Wesołych Świąt!

    suenos
    ___________
    runaway-with-my-love.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to ja może na początku zaznaczę, że serio lubię Pique! I własnie wygrali puchar, i choć byłam wychowywana w nienawiści do FCB (ojciec, wujkowie, dziadkowie, kuzynowie itd..) to uważam, że im się należało. I lubię go naprawdę. Ale co jak co, właśnie takiego Pique wyobrażałam sobie w opowiadaniach i takiego go stworzyłam. I może trochę go przekoloryzowałam, może, ale to nic, bywa!
      Sergio to druga sprawa. Tak jak pisałam wyżej, mam na niego cholernie mocny pomysł i taki on tutaj będzie, intensywny.
      Wesołych świąt!

      Usuń
  3. Mam malutkie pytanko czy Iker będzie w opowiadaniu ?? Rozdział jest świetny już prawie nie przypomina starej wersji
    Antosia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, Iker nie będzie sie u mnie pojawiał. A to z prostych względów - jest w FC Porto, nie w Realu. A żeby załapać dlaczego, ważne jest przeczytanie zakładki z informacjami tj:

      Co najważniejsze, zmieniłam trochę realia świata Realu Madryt. Cmv2 dzieje się w 2015 roku, jednakże to Mourinho jest trenerem składu z tego sezonu, co może wydawać się wam abstrakcyjne jeśli tak jak ja śledzicie Real na co dzień. Nie wiem co skłoniło mnie do aktualnego składu - może to, że jest w nim Bale, którego uwielbiam, albo to, że łatwiej będzie mi ich poczynania śledzić. Nigdy nic nie wiadomo. Dlatego was ostrzegam.

      Choć nigdy nic nie wiadomo, może Iker odwiedzi swoich kumpli ;) W tym momencie nie jestem w stanie udzielić ci informacji.

      Usuń
  4. Wpadłam tutaj całkiem przez przypadek w drugi dzień świąt, ale fabuła mnie zaciekawiła i chcę następnego rozdziału!
    Zakochałam się w Twoim sposobie pisania i będę tutaj wpadała z przyjemnością.

    staph-with-this-love.blogspot.com

    pozdrawiam,
    luuvmysahineq

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To przemiłe, dziękuję! Następny rozdział pojawi się jeszcze przed nowym rokiem, więc zostały nam cztery dni :D
      Buziaki

      Usuń
  5. Hmmm. Pique kontra Real Madryt? Czy to legalne? Niestety, ale wyszedł na prostaka :) a Sergio, no cóż - tajemniczy. Szczerze, to czytałam kiedyś z nim inne ff, w którym był lekkim brutalem i już tak go sobie wyobrażałam aż do chwili obecnej. Przez to cudowne opowiadanie stał się bardziej uroczy w moich oczach i to, że umie zachować się przy kobietach, CUDO!
    Nie będę oryginalna, ale te opisy muzyki. Chyba każdy się tym zachwyca, bo są idealne :)
    Mam prośbę. Czy mogłabyś mnie informować o nowych rozdziałach na i-want-to-see-you.blogspot.com?
    pozdrawiam, geniuszu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Legalne, legalne! I będzie go jeszcze więcej! Sergio brutalem, ohoho, musisz podesłać mi linka do tego opka! Tego nie można przegapić!
      Haha, pierwszy raz nazwał tego mojego Sergio uroczym. Aż nie mogę wyjść z podziwu!
      Aj i znów ta muzyka! Jasne, będę cię informować na bieżąco! Trzymaj się ;)

      Usuń