Wchodzę po schodach swojego domu bardzo cicho, tak, by nikt z przebywających w salonie czy kuchni gości mnie nie usłyszał. Sergio idzie kilka kroków za mną ale w przeciwieństwie do mnie nie próbuje być cicho, dlatego szybko zostajemy zauważeni.
— Grace, choć tu do nas — woła ojciec, wychylając się z salonu.
— Już idę tato — mówię posłusznie i zawracam. Sergio robi to samo. — Witamy w piekle — żartuję sobie.
Sergio chce wejść do salonu, jednak zatrzymuję go w progu, pociągając za łokieć i podchodzę do wielkiego lustra przy wejściu, sprawdzając swój wygląd. Policzki mam zaróżowione — nie tylko od szlochu, ale także od niuansów drogi do domu. Na przekór sobie. Długa czarna sukienka na ramiączkach wygląda tak samo jak kilka godzin temu, co zawdzięczam tylko i wyłącznie dobremu jakościowo materiałowi. Włosy są w nieładzie, dlatego wyjmuję z torebki szczotkę i szybko je rozczesuję, sprawiając, że są lśniące i wyglądają idealnie. Na usta nakładam przeźroczysty błyszczyk.
— Czy coś nie tak? Mam coś na twarzy? — Pytam, przechodząc obok Sergia, który obserwuje każdy mój ruch. Śmieję się.
Wchodzimy do salonu, który ku mojemu zdziwieniu jest pusty. Wszyscy korzystają z pięknej pogody spędzając czas w ogrodzie i pomimo swoich czarnych ubrań oraz powodu, z jakiego się spotkali, wyglądają na wyluzowanych i uśmiechniętych. Wychodzimy przez drzwi balkonowe i podchodzimy do mojego ojca, który stoi pogrążony w rozmowie z Felixem Röttenbergiem, mężem mamy.
— Felix — witam się z wyższym o głowę mężczyzną, przytulając się do jego torsu i chwilę tak zostaję, wdychając jego zapach.
To właśnie on wychowywał mnie przez ostatnie osiem lat. Choć na początku podchodziłam do jego roli ojczyma dość sceptycznie z czasem zdobywał on moje zaufanie. Gdy rodzice się rozwiedli miałam nieco ponad szesnaście lat, więc rozumiałam dlaczego to zrobili. Byłam także według prawa gotowa do zdecydowania, z którym z rodziców chcę zamieszkać. Do dzisiaj jest mi głupio przed tatą, że wybrałam mamę. Tylko, że wtedy sprawy obierały inny tor — mimo tego, że mieszkaliśmy w Madrycie, ojciec trenował inną drużynę i cały czas był w podróży. Przechodziłam także swój buntowniczy okres i chciałam poznać nowe miasto. I nowych ludzi.
— Kruszyno — wita się ze mną Felix a ja widzę, jak rzuca ukradkowe spojrzenia ojcu, chcąc wybadać jego reakcję. — Przedstawisz mnie swojemu przyjacielowi?
Moje dobre maniery biorą nade mną górę i już po sekundzie przedstawiam Felixowi Sergia. Mężczyźni podają sobie ręce i zaczynają prowadzić między sobą niezobowiązującą rozmowę na temat naszej firmy. Tak, teraz, w wieku dwudziestu czterech lat mogę powiedzieć, że Marca jest także moją firmą, ponieważ mimo tego, że tak zostało zapisane w testamencie, właśnie tak się czuję. Częścią tej rodziny.
— Przepraszam was na chwilę — mówię. — Zostawiłam telefon w samochodzie.
I rzeczywiście, telefon leży na przednim siedzeniu mojego samochodu. Gdy go włączam, od razu wyskakuje mi połączenie przychodzące... od Gerarda. A na pasku powiadomień ikonka z dziesięcioma innymi, nieodebranymi. Zapewne od niego. Zaniepokojona postanawiam odebrać.
— Halo... Grace, gdzie jesteś? Zresztą, nieważne, już cię...
I połączenie się urywa. Nie zdążyłam nawet zablokować swojego telefonu, gdy słyszę za sobą swoje imię. Wychodzę z samochodu i wpadam prosto w ramiona Gerarda, który nie traci ani chwili i zaczyna mnie całować. Mocno i zdecydowanie. Przez pierwszą chwilę stoję zdezorientowana, wpatrując się tylko w jego ciemne oczy. A potem mu się oddaję. Jak zawsze.
Po chwili Gerard odsuwa się ode mnie na odległość kilkudziesięciu centymetrów i trzymając swoje ręce na moich ramionach przypatruje mi się ze ściągniętymi brwiami.
— Brakowało mi tego — przyznaje się.
— Gerard — ostrzegam go. — Co ty wyprawiasz?
— Jak to co? Przyjechałem do swojej dziewczyny, która przeżywa teraz ciężkie chwile.
Kręcę głową, a łzy same zaczynają spływać mi po policzkach.
— Nie możesz zjawiać się tutaj bez zaproszenia i oczekiwać, że zapomnę o wszystkim, co powiedziałeś w ostatnich dniach. Już Ci to dzisiaj mówiłam.
— Wiem, Grace, ja po prostu...
— Ty po prostu nie pomyślałeś — kręcę głową. — Zresztą jak zawsze. I powinieneś już iść, zanim ktoś cię zauważy. Proszę.
Gerard przez chwilę rozważa to, co mu powiedziałam, a potem cofa się dwa kroki do tyłu i zanim zabiera ręce z moich barków, zakłada mi kosmyk włosów za ucho. Zamykam samochód i obchodzę Gerarda, kierując się w stronę domu.
— Do zobaczenia, Gerardzie — mówię cicho i niepewnie, czując narastającą w gardle gulę.
Szybko mijam żywopłot i wchodzę na drogę prowadzącą do drzwi wejściowych. Zdejmuję szpilki i trzymam je w ręku. W drzwiach zauważam Sergio, który przypatruje mi się z charakterystycznym uśmieszkiem — mieszaniną drwiny, rozbawienia i czegoś jeszcze, czegoś, czego nie umiem nazwać.
— Wszystko w porządku? — Pyta.
— A wyglądam, żeby było? — Odcinam mu się i mijam go, wolną ręką ocierając łzy. Wbiegam po schodach na górę, zastanawiając się, czy Sergio widział całe zajście i co sobie pomyślał. Ignoruję nawoływania taty i Felixa. Zamykam się w pokoju.
Biorę długi prysznic, w trakcie którego słyszę, że ktoś wchodzi do mojego pokoju — najwidoczniej tata musiał mieć klucz zapasowy. Ignoruję to, zatracając się w kąpieli i obiecując sobie, że jutro pojadę na trening.
Gdy wychodzę z łazienki, w pokoju nikogo nie ma. Siadam na łóżko i piszę maila.
Nadawca: Grace Mourinho
Odbiorca: Christian Velladty
Temat: Trening.
Cześć Christian!
Tak się złożyło, że przyjechałam na trochę do Madrytu, choć na pewno słyszałeś już, co dokładnie mnie tu ściągnęło. Potrzebuję wycisku... I to porządnego. Mocna kawa też by się zdała. Odezwij się jak tylko będziesz miał czas. Stęskniłam się ;)
Grace xoxo
Wyłączam telefon i ubieram krótkie spodenki. Włosy, jeszcze mokre, związuję w kitkę i postanawiam zejść na dół i coś zjeść. Jak mi się zdaje, w domu poza Felixem i tatą nie ma już nikogo, co przyjmuję z ulgą.
— Głodna? — Pyta tata a Felix odsuwa krzesło, na które siadam. — Zadzwonię do restauracji, żeby przywieźli naszą kolacje, ale powiększę ją o dwa dodatkowe nakrycia.
Wzruszam ramionami i idę do kuchni po szklankę wody. Wracam z nią do salonu, w którym siedzi trzech mężczyzn. Rzucam się wygodnie na kanapę i włączam telewizję. Czuję się odprężona przy tacie i Felixie, których znam od zawsze, którzy widzieli mnie w najgorszych okresach mojego życia. Przeglądam kanały na wpół słuchając tego, co mówi się przy stole. Słyszę rozmowę o transferze Ikera do FC Porto, potem o obowiązkach w rodzinnej firmie i nim się orientuję zasypiam.
Budzą mnie lekkie wstrząsy. Wyrwana ze snu o niczym orientuję się, że ktoś niesie mnie po schodach na górę. Próbuję otworzyć oczy ale sen znowu mnie mroczy.
— Hej Felix — szepczę, gdy ten otwiera drzwi do mojej sypialni. — Posiedzisz ze mną dopóki nie zasnę? — Ziewam, wtulając się w poduszkę.
— Mhm, śpij.
Nie rozpoznaję jego głosu, ale to nic, bo znowu odpływam i nie mam czasu się nad tym zastanawiać. Czuję tylko, jak jego ręka głaszcze mnie po włosach, nim zasypiam na dobre.
Budzę się rano a moja głowa wprost pęka. Jęczę i przyciągam się w łóżku. Próbuję wstać, ale czuję się ciężka i to uczucie jest okropnie bolesne. Gdy wreszcie udaje mi się to zrobić, powoli dochodzę do siebie. Głowa nadal pulsuje. Na palcach, bardzo wolno, wchodzę do toalety i przemywam twarz zimną wodą, włączając przy tym prysznic. Zdejmuję szorty i koszulkę i siadam w brodziku, pozwalając wodzie spływać po mnie.
Gdy zaczynam myśleć o Gerardzie, głowa boli mnie jeszcze bardziej. W środku nie mogę pogodzić się z myślą, że Gerard zachowuje się jak wariat w Madrycie. Że go nie poznaję. Że się zmienił. Jego nienawiść do Madryckiej drużyny... jest niewyobrażalna. Nigdy w życiu nie przypuściłabym, że może się tak zachowywać. To nie był Gerard, którego znałam i kochałam.
Mój ukochany zawsze miał zmienny charakter... W jednej chwili potrafił być kochany i opiekuńczy a w drugiej arogancki i opryskliwy. Ale nigdy nie był taki do mnie.
Co sprawia, że wariuję.
Gdy wychodzę spod prysznica, mój telefon daje o sobie znać nadejściem wiadomości. Siadam w ręczniku na łóżku i odczytuję e-maila.
Nadawca: Christian Velladty
Odbiorca: Grace Mourinho
Temat: Re: Trening.
Gracie!
Kawa o pierwszej tam gdzie zawsze? Chyba dasz radę tam dostrzec bez wskazówek, co? Haha. A o treningu pogadamy. Zresztą o wszystkim pogadamy!
Ch.
Uśmiecham się czytając odpowiedź Christiana i dopiero teraz orientuję się, że już prawie dwunasta. Wyjmuję z szafy jasne, za duże jeansy z dziurami i biały golf bez rękawów. Włosy suszę i z połowy robię koka na czubku głowy. Wykonuję codzienny makijaż i ubieram duże, srebrne kolczyki koła. Gotowa schodzę na dół dokładnie w momencie, w którym zegar w salonie wybija dwunastą trzydzieści.
Znajduję Felixa siedzącego wraz z ojcem na werandzie. Obydwoje są boso i popijają kawę przy gazecie.
— Ładny dzień, co? — Zagaduje Felix, przesuwając w moją stronę pustą filiżankę. Obydwoje wyglądają na normalnych ludzi z nieułożonymi włosami, w szortach i koszulkach polo.
— Ładny ładny, dlatego wychodzę — całuję ich obydwu w policzki i upijam łyk kawy z filiżanki taty.
— Idziesz spotkać się z Sergiem? — Zagaduje tata i posyła Felixowi porozumiewawczy uśmiech.
— Co? Nie. Dlaczego z nim? — Uśmiecham się do nich i wchodzę do środka. — Z Christianem, jeśli już musicie wiedzieć. Pa!
Nie słyszę ich odpowiedzi co poniekąd mnie zadowala. Zabieram kluczyki do samochodu z szafki przy drzwiach i wychodzę. Do bramki wejściowej właśnie podchodzi Bale — ma na sobie tylko szorty, a jego włosy niedbale związane są w kitkę. Musiał właśnie skończyć biegać, po ma lekką zadyszkę.
— Siedzi na tarasie z Felixem, możesz tam do nich iść — wołam do niego, machając mu i wsiadam do samochodu.
— Właściwie to przyszedłem do ciebie — woła, podchodząc do otwierającej się bramy wjazdowej. — Możemy pogadać?
— Jestem już umówiona i do tego spóźniona, przepraszam — mówię, wyjeżdżając i zatrzymuję się na chwilę. — Zadzwonię później, dobrze?
— Ale to ważne — łapie oddech.
— Później, przepraszam!
Droga do parku Retiro zajmuje mi godzinę, przez co biegnę spóźniona na miejsce spotkania. Zauważam Christiana już z daleka — dekadencko ścięte, dłuższe, brązowe włosy opadają mu na kark. Biała koszulka jest przyklejona do muskularnego ciała. Gdy do niego podchodzę a on wstaje, wydaje się jeszcze wyższy niż był ostatnio.
— A Grace jak zwykle spóźniona — śmieje się ze mnie gardłowym odgłosem i mocno mnie przytula, obejmując tylko jedną ręką.
— Mógłbyś już ściąć te włosy — odgryzam mu się.
Chris marszczy tylko brwi.
— Żartowałam, wyglądasz całkiem nieźle — pokazuję mu język.
— A ty jak zwykle promieniejesz. Wyładniałaś?
— Przestań się ze mnie naśmiewać — siadam na ławce obok niego. — Gdzie Brego?
— Biega. — Chris wzrusza ramionami, co przypomina mi odruch Sergia, przez co marszczę brwi. — Coś nie tak?
— Nie, nic, dopiero wstałam — uśmiecham się do niego. — To jak, kawa i corndogi? Umieram z głodu!
Biorę Chrisa pod rękę kiedy wstajemy i kierujemy się do budki z jedzeniem, jakiś kilometr dalej. Spacerujemy rozmawiając o głupotach — Christian uważa, żeby nie napomknąć o mojej mamie, co jest naprawdę miłe z jego strony. Opowiada mi o swoich ostatnich zawodach w Chinach, w których, co nie jest dla mnie niespodzianką, zdobył złoty medal. Rodzina Veladty zawsze była dobra w karate i nic dziwnego, że zaraziłam się smykałką do tego sportu właśnie od nich.
— Jakie kata* wylosowałeś?
— Bassai Dai — wzrusza ramionami a zaraz potem promieniście się uśmiecha, jak małe dziecko. A ja dobrze wiem dlaczego.
— Nie gadaj! — Śmieję się. — No teraz przynajmniej wiadomo dlaczego wygrałeś, mięczaku!
— Matko, Grace, nie moja wina, że ojciec męczył mnie z tym kata całe dzieciństwo. Ciebie zresztą też, dałabyś sobie radę tak samo dobrze jak ja.
— W sumie racja — wzruszam teatralnie rękoma. — Wygrałabym to.
— Jak zawsze skromna — śmieje się ze mnie i skręca.
Podchodzimy do budki z corndogami a Christian zamawia dla nas kawę i przekąskę. Gdy już odbieramy jedzenie siadamy w cieniu drzewa na jednej z białych ławek i podziwiamy widok na wielką, białą budowlę z setką kolumn.
— To jak z tym treningiem — zaczynam po krótkiej chwili.
— Jutro ci pasuje? Mam młodszych, siódme i szóste kyu**, więc w sumie dałabyś radę — naśmiewa się ze mnie w duchu, przez co tylko krzywo na niego spoglądam.
— Matko, to, że nie trenowałam kilka dobrych lat nie znaczy, że spadłam ze stopnia, Chris. Moje pierwsze kyu chyba ma coś tutaj do powiedzenia.
— Jest gówno warte, Grace — mówi poważnie.
— Acha, fajnie. Do zobaczenia jutro, Hanie Solo.
— Do zobaczenia, Leia! — Krzyczy za mną po chwili.
Wchodzę do samochodu i ruszam przed siebie. Dopiero teraz łapię za telefon i odbieram pocztę głosową — jedenaście nieodebranych połączeń sprawia, że zaczynam się lekko niepokoić. Po dziesięciu minutach staję na pobliskim parkingu i oddzwaniam do taty, który nie odbiera telefonu. Włącza się tylko jego skrzynka głosowa. Próbuję raz i drugi, ale nic z tego. Niepokoję się jeszcze bardziej a mój żołądek zaciska się w supeł. Piszę mu krótkiego smsa: Co jest? I dzwonię do Felixa.
— Felix Röttenberg przy telefonie.
— To ja, Grace — mówię dość szybko. — Czy coś się stało? Mam masę nieodebranych połączeń a tata nie odpowiada.
— Nie wiem kruszyno.
Oczami wyobraźni widzę, jak Felix prostuje plecy, jego wzrok skupia się na jednym miejscu a brwi ściągają w jedną linie. Drugą pięść, o ile jest wolna, zapewne mocno ściska.
— Martwię się. Nie tylko on do mnie dzwonił, Sergio, Bale i Gerard również.
— Ostatni raz widziałem Jose na tarasie z Garethem, wyszedłem chwilę po tobie — mówi, a moje ciało reaguje na te słowa jeszcze mocniej się spinając. — Gdzie jesteś?
— Na jakimś parkingu, piętnaście minut od domu. Jadę tam. Za ile będziesz z powrotem, co? Przestraszyłam się nie na żarty.
— Za dwie godziny najszybciej, nie dam rady wyrwać się ze spotkania. Pojedź do domu, to na pewno nic poważnego. Muszę kończyć, trzymaj się kruszyno.
Zastanawiam się przez chwilę, czy oddzwaniać do któregoś z piłkarzy i postanawiam tego nie robić. Ruszam samochodem i jadę dość szybko, by jak najprędzej dotrzeć do domu i przekonać się co tak naprawdę się wydarzyło. Nie ukrywam, że jestem wystraszona co udowadniam przejeżdżając dwa razy czerwone światła i w roztargnieniu nie skręcając w dobrą uliczkę. Gdy po dwudziestu minutach lawirowania skrótami docieram do domu, na podjeździe nie ma żadnego samochodu.
Parkuję przed bramą i jak najszybciej wchodzę do środka. Drzwi są zamknięte na klucz a gdy obchodzę dom naokoło zauważam uchylone drzwi tarasowe. Właśnie przez nie wchodzę do środka.
Dom wydaje się pusty, bez żywego ducha. Przechodzę do przedpokoju i zauważam na lustrze krótką notatkę od ojca, napisaną jego pochyłym, brzydkim pismem. Kartka została wyrwana z kalendarza.
Zostań w domu dopóki nie przyjadę. Nikomu nie otwieraj - T.
Jego wiadomość sprawia tylko tyle, że mój poziom strachu i stresu wzrasta. Nie wiem co mam dokładnie robić — dom jest zamknięty a ja siedzę w nim sama. Tata każe mi zostać w domu i nikomu nie otwierać zaraz po tym, jak dzwoni do mnie setki razy. Zresztą nie tylko on. Nie wiem co dokładnie mam robić, dlatego zamykam szczelnie drzwi balkonowe i zasuwam zasłony, przez co w salonie robi się ciemno. Dopiero teraz zauważam, że wszystkie rolety antywłamaniowe są zasunięte. Jestem przestraszona nie na żarty.
Wchodzę do kuchni i włączam ekspres do kawy. Szpilki stukają głośno o kafelki co jedynie bardziej mnie stresuje, ale nie chcę ich zdejmować z głupich ludzkich powodów. Gdy kawa jest gotowa siadam przy kuchennej wyspie i zapalam wszystkie możliwe światła. Przeglądam zdjęcia na telefonie próbując się uspokoić, wmawiając sobie, że nic takiego się nie dzieje. Bo nic się nie dzieje.
Kubek z kawą upada na ziemię i tłucze się w drobny mak gdy słyszę skrzypienie podłogi na pierwszym piętrze, dokładnie nad kuchnią, gdzie znajduje się mój pokój. Krzyczę i odskakuję, próbując nie skaleczyć się drobinkami szkła. Biorę telefon w rękę i powoli idę na górę.
— Halo, czy ktoś tu jest? — Krzyczę w kierunku schodów.
Czuję się jak idiotka z horrorów, ale nie przejmuję się tym zbytnio. Te sytuacje są tak bardzo surrealistyczne i niemożliwe do stworzenia, że nawet nie zawracam sobie tym głowy.
W połowie drogi po schodach dostaję sms od Sergia: Jestem pod twoim domem. Otwórz mi drzwi.
Schodzę po schodach i wpatruję się w misjonarz, przed którym stoi Sergio. Otwieram mu drzwi wpuszczając od razu do środka. On sam zamyka je na cztery spusty.
— Nic ci nie jest? — Pyta się mnie, rozglądając po wnętrzu.
— Nie, nic. O co chodzi? — Marszczę brwi. — Okropnie mnie dziś wystraszyliście. Wszyscy.
Sergio wchodzi do salonu, gdzie znowu się rozgląda. Jego zdenerwowanie udziela się także mi, choć nie wiem, czy może podnieść mój poziom stresu choćby o odrobinę. Zagląda do części jadalnej i za kolumny, za sofę i dwustronny regał z książkami czegoś szukając.
— Co ty właściwie robisz? — Pytam się go, stając na środku pomieszczenia.
— Potrzebuję kofeiny — mówi i wchodzi do kuchni. — Cholera, a tu co się stało?
Wchodzę zaraz za nim zaciekawiona, co znalazł. Gdy zauważam resztki mojej kawy i rozbity kubek tylko wzdycham i wyjmuję z szafki z koszem na śmieci zmiotkę i szufelkę.
— Ach, to. Nic. Piłam kawę i usłyszałam jakieś odgłosy na górze. Trochę mnie nastraszyliście i to mi się udzieliło, więc się przestraszyłam. Byłam właśnie na schodach jak dostałam od ciebie smsa.
— Ktoś jest na górze? — Wkurza się. Od razu rusza w tamtym kierunku.
— Tak mi się zdawało.
— Zostań tu Grace — mówi ostro i wchodzi na schody. A gdy ruszam za nim, powtarza. — Zostań tu, powiedziałem.
Jego ton głosu sprawia, że nie moge ruszyć się choćby na milimetr gdy patrzę, jak znika na szczycie schodów i po kolei wchodzi do każdego pomieszczenia. Po dobrych pięciu minutach wraca na dół.
— Nikogo nie ma — marszczy brwi i znowu wraca do kuchni. Robi sobie kawę.
— No, mówiłam. Nakręciliście mnie z ojcem a potem mam paranoję.
— Przepraszam — mówi Sergio i wzrusza ramionami na co reaguję gromkim śmiechem, rozładowując napięcie minionej godziny.
Dopiero gdy ojciec wraca do domu a ja wchodzę na górę i biorę prysznic napięcie wraca. Gdy zaczynam analizować to, co stało się dzisiejszego popołudnia staje się dla mnie jasne, że coś musiało się wydarzyć. Że coś musiało przestraszyć nie tylko ojca, ale także Sergio, Garetha i Gerarda. To, że Sergio już od progu zachowywał się dziwnie i sprawdzał w domu każdy kąt nie uszło mojej uwadze — wręcz przeciwnie, sprawiało, że jeszcze bardziej się niepokoiłam. Krótka i rzeczowa notatka ojca także nie sprawiła, że się uśmiechnęłam.
Po prysznicu przebieram się w dresy i schodzę na dół. Zatrzymuję się w progu salonu, gdzie słyszę kawałek rozmowy ojca z Ramosem.
— ...przylepiona do szyby, mówiłem — warczy Ramos.
— To nie wygląda dobrze — ojciec wydaje się zmartwiony.
— Cholera, trzeba było nie pozwalać mu załatwiać tego na własną rękę. Pieprzony Gerard.
— Uspokój się, Sergio — do rozmowy dołącza Felix.
— Będzie pytała o co dzisiaj chodziło. Co jej powiecie?
— Coś wymyślimy.
— Lepiej zróbcie to szybko, bo skończyła brać prysznic.
— Powiedzmy jej prawdę — mówi Felix bardzo cicho. — Ma prawo wiedzieć.
— Nie — zaprzecza ostro Sergio. — Nie powiesz jej prawdy.
— Uruchomię swoje kontakty — mówi spokojnie tata. — Sprawdzę co i jak. A ty powinieneś już iść, Sergio. Nie powinno cię tu być, gdy zejdzie na dół. Jesteś... niestabilny emocjonalnie, tylko byś ją rozsierdził.
Cholera.
Przez chwilę zastanawiam się o czym oni rozmawiają, ale dopiero potem uświadamiam sobie, że Sergio miał właśnie wychodzić. W ostatniej sekundzie moja ręka znika za rogiem szafy. Sergio trzaska drzwiami a ja już więcej nie słyszę rozmowy Felixa z ojcem, którą zagłusza telewizor.
Jestem mocno zaniepokojona i chcę wiedzieć o czym dokładnie rozmawiali. I dlaczego nie powiedzą mi prawdy. Co, do cholery, się dzisiaj stało.
*kata — to układ ruchów w karate. Bassai Dai to w sumie w wolnym tłumaczeniu zdobywanie twierdzy. A to tylko dlatego, że w tym kata z bardzo niekorzystnych pozycji w jednej chwili przechodzisz do korzystnych, co jest bardzo przydatne w walkach. No i tutaj także można zauważyć to, czym się interesuję. Tak, trenuję karate :D Kurcze, nie moja wina, że utożsamiam Grace ze mną, jakoś tak to wychodzi.
**kyu — to stopnie w karate. Zaczynają się na 9 kyu (biały pas) a kończą w sumie na 1 kyu (i tutaj trochę nagmatwam, bo kolor pasa jest na tym stopniu zależny od odłamu karate, jakie się trenuje, co w moim przypadku [shotokan] daje trzeci pas brązowy). A po kyu są dany, czyli coś może wam bliżej znanego.
Cholera, nawet nie wiesz, jak bardzo mnie w tym momencie zaciekawiłaś! I, jak domniemam, właśnie o to Ci chodziło. Teraz z ogromną niecierpliwością będę czekała na następną część. Chyba z największą do tej pory.
OdpowiedzUsuńRozdział jak zawsze cudowny. Twój talent do pisania sprawia, że to opowiadanie jest wspaniale i czyta je się zadziwiająco łatwo, szybko. Pozwala utożsamić się z głównymi bohaterami, wejść w rolę. Zrozumieć ich problemy. Do tego ta tajemniczość Sergio. Tak cholernie do niego pasuje, że nawet siedząc samotnie w pokoju mam wrażenie, jakby stał niedaleko i wzruszał ramionami.
Swoją drogą, cieszy mnie, że Grace po kątach zauważa już gesty charakterystyczne dla Ramosa. To znaczy, że staje się dla niej osobą ważną. A jeśli nawet nie ważną, to bliską. W końcu to on, obrońca uciśnionych, wybawi ją ze szponów złego pana Gerarda, prawda? Matko, jakim ja językiem piszę...
Bardzo dziękuję za wszystko, co tutaj przekazałaś. Dałaś mi się choć na chwilę odebrać od nudnej rzeczywistości przepełnioną nauką nawet w czasie między świętami, a nowym rokiem. Żałosne. Doprawdy żałosne. Ale nic z tym nie zrobię.
Piszesz wspaniale! Sama bym tak chciała!
Pozdrawiam, życzę śczęsliwego 2016 i całuję!
suenos
__________
todo-pierde-sentido.blogspot.com
runaway-with-my-love.blogspot.com
Tak, naprawdę chodziło o to, żeby trzymać w napięciu. Mimo wszystko nie zrobię z CM jakiejś powieści kryminalnej, ale ciut z tego może się pojawić za jakiś czas. To przemiłe, naprawdę, to, co napisałaś. Daje niezłego kopa! W głównej mierze nie chciałam pokazywać tutaj, jaki to Sergio jest przesłodzony. Mam na myśli, że prawie nie zna Grace, dlaczego ma się przy niej otwierać? Lepiej zachować jakiś dystans, przynajmniej ja tak sądzę. Ktoś będzie musiał wybawić ją z łap Gerard i, jak przypuszczam, będzie to Ramos, ba!, któżby inny był w stanie.
UsuńŻeby '16 był jeszcze lepszy, kochana!
zachowam się teraz jak dziecko ale ja chcę kolejny rozdział ! i to już ! teraz ! natychmiast ! jeszcze przed 2016 ! już ! a tak teraz na poważnie to rozdział trzymający w napięciu ! nawet nie wiem kiedy skończyłam go czytać ! nie mogę się doczekać nowego rozdziału !
OdpowiedzUsuńSzczęśliwego 2016 ( oby rozdziały pojawiały się często :-) )
Antosia
Ojejku, hahaha. Dziękuję ślicznie. Właśnie to było moim zamysłem, to taki świeży pomysł na CM, żeby nie było tego całego deja vu i powtarzania historii, która już kiedyś została napisana. Coś świeżego, co nie rozwiąże sie aż do ostatniego rozdziału :D
UsuńWłaśnie... Co do cholery się stało? Niby jakieś domysły pojawiały się w głowie, ale chwilę później znikały. Już ten Bale na początku mnie zaintrygował i przestraszył, a już końcówka rozdziału pokonała. Co tu ma właściwie miejsce?
OdpowiedzUsuńNa pewno bardzo mi się to nie podoba, bo jest bardzo niepokojąca atmosfera. Jeśli jakaś grupka piłkarzy się tym przejęła...
Poproszę następny rozdział.
P.S.
Czytając twoje komentarze u mnie uśmiecham się do siebie, bo to takie miłe <3
Wiem, że spam jest nieelegancki i denerwujący, ale czy ja już Cię zapraszałam na http://venga-conmigo-fanfiction.blogspot.com/ ?
UsuńNo to zaczynając od końca :D
UsuńSama połapałam się, że masz tego bloga, ale jakoś nie mogę się na razie przekonać do tego, by zacząć czytać. Choć sama nie wiem, dlaczego. Ale się zmuszę, bo piszesz wspaniale i to kocham.
Gdy kończyłaś swoje opowiadanie to pomyślałam, że dobrze będzie ładnie je zakończyć także i z mojej strony. I nie powiedziałam nic ponad to, co było prawdą.
A co się stało w rozdziale? No właśnie, co się stało! Pozostawiam to waszym domysłom bo jestem taka samolubna haha, że jeszcze masa czasu minie, do czasu, gdzie dowiecie się tak naprawdę o co poszło! Bo mimo wszystko to nie będzie jakiś mega główny wątek.
Trzeba czekać, nic wam skarby nie pozostaje!
ach i może i ja zaproszę cię na coś nowego z Realem w roli głównej?
Usuń// http://24-05-2014.blogspot.com/
Nigdy do niczego nie zmuszam :)
UsuńOch, więc będę czekać, by się dowiedzieć, ale jak tak piszesz, że to nie jakiś mega główny wątek to, aż boję się myśleć, czym jeszcze mnie zaskoczysz... :D
Okej. Lecę tam :)
A zaskoczę, zaskoczę! ;>>>>>
Usuń